Chodzę ciągle zmęczona, w sumie nie powinno mnie to dziwić gdy pracuje się po dziesięć do dwunastu godzin dziennie. Żebym jeszcze mogła po tej pracy położyć się, odpocząć i zregenerować to na pewno nie usłyszelibyście ode mnie narzekania. Jak mam jednak odpocząć gdy wracając do domu muszę jeszcze zrobić zakupy, przecież ziemniaki na obiad są potrzebne, coś do tych ziemniaków trzeba ugotować, a i surówkę przydałoby się zrobić. Ewelina, Paulina i Tymoteusz (moje dzieciaczki) nie mogą przecież cały dzień jeść wyłącznie chipsów, czy innych przekąsek. Przez to przemęczenie zaczynam popadać w stany zawieszenia wyobrażając sobie swój pobyt w hotel Warmia i Mazury. Ostatnio coraz częściej łapię się na tym, że wyobrażając sobie pobyt w tamtym przybytku luksusu zapominam po co szłam. Wczoraj z letargu wyrwała mnie dopiero ekspedientka na wędlinach pytając się co podać. Możecie się śmiać ale zupełnie nie wiedziałam co mam jej odpowiedzieć,  Podziękowałam więc i odeszłam zastanawiając się „co ja tu chciałam?”. Mąż niestety w obowiązkach domowych zupełnie mnie nie wspiera, woli posiedzieć przed telewizorem oglądając mecz i popijając piwko. Czara goryczy przelała się wczoraj gdy po powrocie do domu, musiałam ugotować obiad i w nagrodę czekała mnie jeszcze fura zmywania. Tak się wkurzyłam, że wyklikałam w wyszukiwarce hasło Hotel Warmia i Mazury, wybrałam najlepszą tygodniową ofertę i nie pytając nikogo o zdanie ją wykupiłam. Jadę za tydzień.